ZbyniuR: wojna cenowa, naśladownictwo - sądzę, że to raczej sprytny PR po fuzji. To była wojna, ale z MSXami, ORICAMI i drugim trustem korporacji - Spectrum/Amstrad. Stawiam dalej tezę, że C= wykupiło resztki Atari, wrzucili Tramiela, by kontrolował "teren przeciwnika" (wywalił niepewnych ludzi, stłumił ewentualne sabotaże, itp. itd). Natomiast równolegle jego "zaufani" ludzie w C= (jeśli Tramiel był faktycznym "zarządem" a nie jakimś figurantem) realizowali zamierzony kierunek, wykonując jego polecenia. Fakt, że na jakimś poziomie kapitałowo JIL stało się marką w koncernie C= został skrzętnie ukryty. Nie ma tego w oficjalnych dokumentach. Można się za to domyślać takiej sytuacji. A przynajmniej ja bym tak zrobił, w sytuacji Tramiela.
W jakim celu mieliby tak postąpić?
Otóż dzięki temu zagraniu, po przejęciu JIL mieli w garści ogromny kawał rynku - swój i niedawnego konkurenta. Projekty, ludzi i materiały. Przyznając się oficjalnie do fuzji z całą pewnością straciliby część klientów (np. zagorzałych Atarowców) oraz możliwość zakulisowego kształtowania sytuacji na rynku. Natomiast pozorując walkę i rywalizację zachowywali przewagę nad konsumentem, przekonanym, iż nadal istnieją osobne JIL i C=. Mieli niesamowity atut w ręku - mogli optymalnie sterować produktami i sprzedażą obu marek, sprawiając by żadna "firma" nie zyskała istotnej przewagi. Przede wszystkim nie musieli likwidować żadnych produktów, bo nadal byli odbiorcy obu marek.
To jest prawie jak mieć ciastko i je zjeść.
EDIT:
Zresztą po co taki wytrawny gracz jak Tramiel miałby "rzucać" firmę, którą stworzył i przynosiła mu zapewne górę szmalu? Opowieść, że się pokłócił ze "swoimi" sprawia wrażenie niezłego picu.