zbyti napisał/a:Podczas drugiej fali 2 z 3 domowników ma tak zwane "objawy", mają z sobą stały i bliski kontakt. Po telefonicznym zgłoszeniu obie osoby z objawami poddane są rządowym testom. Jednej z tych osób test wychodzi pozytywny, co oznacza, że choruje na COVID-19 a drugiej negatywny co ma oznaczać, że w tym samym czasie jest (dajmy na to) przeziębiona, 3 domownikowi nic nie dolega, wszyscy lądują na kwarantannie.
Over.
U mnie w rodzinie był podobny przypadek. Szwagier zachorował 3 miechy nazad, chodź chodził w tych niby super extra maseczkach (takie z takim czerwonym lub zielonym kółkiem). Ostry przebieg ale bez hospitalizacji. Próby sprowadzenia pogotowia i pomocy w szpitalu nadają się na osobną opowieść. Szczęśliwie wyszedł z tego bez znaczących powikłań. Do tego 2 starsze osoby w postaci teściów z chorobami towarzyszącymi. On w łóżku kowidował chwilami w takim stanie, w którym myśleli, że już się zaraz przywita ze św. Piotrem. Oni chodzili obok niego i nie wiedzieli jak mu pomóc, bo jak wspomniałem próby sprowadzenia fachowej pomocy graniczyły z cudem. On przechorował. Oni nic, żadnych najmniejszych objawów. Dlatego skłaniam się ku opinii, że raczej jest to uwarunkowane od indywidualnej odporności każdego człowieka. Jeden chory i 2 starsze osoby narażone przez 2 tygodnie z hakiem na działanie tego świństwa, bez oznak choroby, w jednym 50m mieszkaniu, daje do myślenia. Poza tym te maseczki jakie by nie były nie wiele dają, jeżeli cokolwiek dają. Można mieć super zabezpieczenie na twarzy a to cholerstwo można wnieść w zacisze domowe na garderobie i wciągnąć sobie intruza już w teoretycznie bezpiecznym dla siebie miejscu.
Dodam jeszcze, że jesteśmy już skazani na egzystencję z tym gów..em do końca świata, tak jak z wirusem grypy. I niestety może się wydać wredne, podłe i okrutne co zaraz napiszę, szczególnie dla kogoś kto stracił kogoś bliskiego z tego powodu, ale niestety taka jest niewygodna prawda. Przynajmniej dla mnie. Ten wirus musi się przewalić przez ten świat i zabrać ze sobą osobników mniej odpornych. Pomijam okoliczności powstania tego badziewia, ale takie są prawa natury. Mniej przystosowani po prostu odpadają z gry, choć oczywiście nikomu tego nie życzę. Tak było, jest i będzie niezależnie od działań człowieka. Natura nie jest niestety sentymentalna, i im szybciej to nastąpi, tym szybciej życie "dla ocalałych" wróci do normalności. Wszelkie zakrywanie twarzy, lokdałny i inne bzdurne obostrzenia odwlekają tylko problem w czasie. Każdy z nas będzie miał, czy chce czy nie, jakiś kontakt z tym wirusem. Jedni będą mieli więcej szczęścia a inni nie. Doskonale zdaję sobie sprawę, że ja i moi bliscy możemy trafić do tej drugiej grupy. Trudno. Biologia ma to w du..e. Trzeba się z tym pogodzić, albo można ześwirować. Widać, że to dopada nawet tych, którzy zabezpieczają się tak jak "mądrzy" ludzie nakazali. Są też tacy, którzy przeżyli to po 2 i więcej razy. Jak z grypą.
Na koniec. Zakrywam twarz, ale tylko dlatego, że lubię spokojne życie bez zbędnych komplikacji. Uważam, że jedynie przed czym mnie chroni to przed mandatem i przed prowadzeniem konwersacji z różnymi maseczkowymi szeryfami, których byłem parę razy świadkiem w komunikacji miejskiej. Choć chodząc ulicami po mojej "wsi" to jestem nosaczem, bo nie dam się do końca zwariować i się kisić w tej zawilgoconej od oddechu szmacie na świeżym powietrzu.
Życzę wszystkim zdrowia i odrobinę szczęścia bo wszystkim będzie nam potrzebne.