Największy dym pamiętam w Opalenicy na dworcu, kiedy spotkaliśmy kibiców Lecha. Maciek dostał gazem po oczach, Miker (chyba) stłukł dwie flaszki wódki, Dex (też chyba) wyrzucił jednego kibola na tory.
Dzień później spotkany jeden kibol szybko uciekał - oni są mocni tylko w kupie.
W Elblągu mieliśmy przygodę w środku dnia z Maćkiem przy dworcu głównym, gdzie trzech pijaczków, w tym jeden z szerokim karkiem uznało, że skoro jesteśmy przejazdem, to obligatoryjnie musimy się napić. Na szczęście obyło się bez strat w uzębieniu.
A jakąc na ten zlot mieliśmy starcie w pociągu, najpierw szukaliśmy maszynisty, potem poznaliśmy jakieś dziewczyny w Warsie, a po przesiadce w Malborku kogoś chcieliśmy bić, ale nie pamiętam już, kogo. I za co.
Ech... to były czasy...
PS. Mój rekord na automacie... tfu, na alkomacie to 3.5 w połowie imprezy, nie wiem, do ilu doszedłem sześć godzin później. Wiem tylko, że jak wstałem dzień później to miałem jeszcze 1.9 kacowego.