@UnDead: trochę cynizm, trochę nie. Znam twórczość, którą podlinkowałeś i cenię również. To nie jest tak, że ja to wszystko przekreślam, to kawał historii, ale właśnie_historii_. W muzyce elektronicznej jest tak, że postęp technologiczny pozwala uzyskiwać coraz szersze możliwości przy jednoczesnym zachowaniu poprzednich. Już 20-30 lat temu istniały całe szerokie gamy syntezatorów, które miały o wiele szersze możliwości niż układy o których tu mówimy. Przy czym istotą tego o czym mówię jest fakt, że na _każdym_ jednym współczesnym syntezatorze da się korzystając z ułamka jego możliwości uzyskać _każde_ brzmienie Pokeya, SID-a, YM-a, czy czegokolwiek w podobie do nich. Dlatego z punktu widzenia entuzjasty, pasjonaty czy po prostu sentymentalnego dziada wracającego do zabawek sprzed lat, również doceniam te wszystkie układy, powyższa twórczość jest bez cienia wątpliwości wielka w tym kontekście. Niemniej z punktu widzenia muzyka, lub też audiofila, nie ma to znaczenia że są wyciśnięte soki ze starego czipa, bo można to samo zrobić na jakimkolwiek syntezatorze i ocena muzyki samej w sobie niekoniecznie musi dać takie same wyniki jak ocena przez pryzmat dokonań w wyciskaniu granic możliwości sprzętu. Współczesny słuchacz, czy zawodowy muzyk, nie wie jakie są granice możliwości starego komputera, którego nigdy nie używał, więc jak mógłby to pod tym kątem oceniać?
Edit: a jeszcze co do duszy. Oczywiście, że te stare układy mają duszę. Z tym że mają ją dla nas i ewentualnie dla tych, którzy grzebią w retro. Ale dla słuchacza-odbiorcy muzyki samej w sobie nie ma to wielkiego znaczenia. Chodzi mi o punkt widzenia z jakiego wychodzimy odbierając taką twórczość. Zwróć uwagę, że my najpierw mamy w głowie zakodowane, że będziemy słuchać muzyki np. z Pokeya, a dopiero jej słuchamy i wtedy w tym kontekście możemy doznać opadu szczęki. Ale czy było by tak samo, gdyby np. puścić utwór ten sam komuś spoza naszego wąskiego kręgu entuzjastów i ten ktoś odbierał by po prostu muzykę samą w sobie? Obawiam się, że niekoniecznie.